poniedziałek, 13 lipca 2015

Jestem obrzydliwym leniem. Jak tak można swoje dziecko, swojego bloga zaniedbywać.
Są wakacje, a jako że obecnie walizki leżą wymęczone w kącie, to mój móżdżek miał czas, aby przypomnieć sobie o SUPER-HIPER-MEGA-POPULARNYM-BLOGU-FLINQI. Na co ja liczę, gdy się tak obijam. Melduję już, co tu się w moim skromnym, ale jakże wspaniałym życiu dzieje.
Oczami Flinqi wygląda to tak:
-leżing-smażing in Gdańsk
-zakończenie roku, czyli tak zwane tradycyjne rozmazanie makijażu i "kupa" róż
-ciepling,a właściwie spaling w Międzzyzdrojach
-odwiedzinki u babuni
-dieta
-lody SOPRANO
-krótkie szorty i topiki
-Festiwal Kolorów ( czyt. wspaniały moment dla instagramowiczów)
A to dopiero drugi tydzień WAKACJI!
Żyć nie umierać!
Jeszcze się lato w pełni nie zaczęło, a ja do Gdańska pociągiem sunęłam. SZOK,SZOK,SZOK!
Pogoda? Bajeczna! To był czas tych pierwszych wysokich temperatur. Miałam niezwykłe szczęście. Pojechałam tam w odwiedziny do siostry. Przyznam się, że pierwszy raz w życiu sama jeździłam miejskimi. Zawsze wydawało mi się to stresujące i wymagające, a okazało zupełnie banalne. Z początku nie wiedziałam, jak skasować bilet i szukałam jakiegoś magicznego wejścia "od dołu", ale kobieta zauważyła moje "dyskretne" zakłopotanie, po czym wskazała niewielki (pisząc niewielki, mam na myśli ogromy, taki który powinien rzucać się wszystkim NORMALNYM ludziom w oczy) otwór. Dziękuję bardzo, a przede mną jeszcze kilka przystanków i totalnie nieznana okolica. Co to dla mnie. Dałam radę i to po mistrzowsku. Dotarłam na plażę, wyciągnęłam ręcznik, okulary. To był jeden z tych momentów, w których człowiek wie, że do szczęścia więcej nie potrzeba.

































Proszę zwróćcie uwagę na zdjęcie z tym ogromnym naleśnikiem ( nie, nie mówię o twarzy).Nie macie nawet pojęcia, jakie to było niebo w gębie. Ciągle o tym przystojniaku myślę. Zarumienił się na mój widok, a ja nieco speszyłam. Czułam, że to ten jedyny. Jednak nasz związek był pełen zażartych kłótni (If you know what i mean) Skonsumowałam go, a właściwie pochłonęłam w Sopocie, w Naleśnikarni Cuda Wianki. (uwaga audycja zawiera lokowanie produktu - taki maciupki sucharek) 100% przyjemności. Obsługa bardzo miła, wystrój niebywale przytulny, sałatka powalająca - świetnie dobrana, aromatyczny sos, świeżo wyciśnięty sok z marchewki wyśmienity, a naleśnik skradł moje serce. Nic dodać nic ująć. Mogłabym mieć tylko pretensję o lokalizację - o jakieś 350 km za daleko od mojego domu.
Jak na razie to tyle o moich wakacjach. Obiecuję, że opiszę resztę punktów z mojej Holidays Events, które już minęły. Pochwalcie się, jak Wam mijają wakacje. Może jakieś propozycje na spędzanie wolnego czasu, bo cóż... mam go jeszcze trochę i nie chce zmarnować oni minuty. PJONA! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz