środa, 18 lutego 2015

FERIE, FERIE, FERIE...

...i życie staje się piękniejsze! Ten odpoczynek był ostatnim dzwonkiem. Osłabiona i wykończona nauką popadałam z jednej choroby w drugą. Wracałam ze szkoły zupełnie wypompowana z siły. W domu leżała masa prac domowych, a aniołek na moim ramieniu sukcesywnie przypominał mi o egzaminie gimnazjalnym.

Chętnie przekażę wam pewną, radosną nowinę: 21 kwietnia 2015 - urodziny Flinqi - część humanistyczna. "Badabum tss"... Już widzę, jak bardzo załamana wrócę do domu. Pewnie nie będę chciała rozmawiać, zamknę się w pokoju, otworzę podręcznik od matmy i spróbuję przypomnieć sobie cokolwiek. Dobrze wiem jak wiele od tych świstków papieru zależy. Cóż, dopiero się okaże. Zeszłego roku urodziny obchodziłam w Wielkanoc, teraz będę pisać egzamin. Boję się co będzie następne. Może na odmianę coś, co będzie mi odpowiadało?

Teraz są ferie i nic mi nie zabierze radości, jaka mnie dotyka z tego powodu. Zaczęło się wspaniale i oby tak zostało już do końca, a potem byle do wakacji. 
Zdjęcie z aplikacji Endomondo
15.02.2015
Walentynki spędziłam ze znajomymi - grupką singli. W niedzielę biegałam. Coraz łatwiej jest mi pokonywać dłuższe trasy w krótszym czasie. W poniedziałek pływałam z mamą i Olą na basenie. Wczoraj pojechałam na zajęcia do Muzeum Wodociągów i firmy Remondis, aby dowiedzieć się czegoś o ochronie środowiska. Wówczas dzisiaj na 12.00 byłam umówiona do weterynarza z kotem do kastracji. Teraz Jordan jest uśpiony po zabiegu i musimy czekać 4-5 godzin, aby się porządnie wybudził.
Wybrałyśmy się do zaufanej kliniki. Tam uratowali kiedyś mojego psa, który jako szczeniak chorował, jednak nie pamiętam na co. Codziennie jeździłyśmy z nim na kroplówki i zastrzyki. Rok temu kotka Paris utknęła w uchylonym oknie, ponieważ chciała wydostać się na balkon. Tkwiła w nim nie wiadomo ile. Mama wróciwszy z pracy, z trudem ją stamtąd wyciągnęła. Pojechała do zaufanej kliniki, gdzie udzielili jej fachowej i jedynej pomocy. Do chodzenia używała przednich łap, a tylne były zupełnie niesprawne, przez co ciągnęła je za sobą. Byłam w tym czasie na trzydniowej wycieczce w Warszawie. Dowiedziałam się dopiero po powrocie. Podobno nie jadła zbyt wiele i była bardzo osłabiona, jednak gdy weszłam do pokoju, od razu doczołgała się do miski i pokazywała jaki dzielny z niej kotek. Nie będę kłamać, płakałam jak dziecko, widząc jej poturbowane nogi. Pierwsza noc po tragedii była nocą decydującą. Jeżeli przeżyje, to jest nadzieja na normalne życie i możliwe nieamputowanie łapek. Dzisiaj nie może chować pazurków, a przy ostatnim porodzie przechodziła okrutny ból. Drepta już zupełnie prawidłowo, jednak od razu słychać kiedy wchodzi do pokoju, bo stuka pazurkami o podłogę.
Musimy odebrać Jordanka (kota po kastracji) i iść do kościoła, ponieważ jest Środa Popielcowa. Powinnam jechać dzisiaj do teatru, ale słabo się czuję i boję, że znowu coś mnie złapało. Ból głowy i brzucha nie dają mi spokoju. Szkoda, bo pasjonuje mnie sztuka. Chętnie obejrzałabym ten spektakl.
Co do kolejnych planów w tym tygodniu - jutro jadę do babci, a reszta to już duży znak zapytania. Wam też życzę bezpiecznych i pełnych przygód, niekończących się ferii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz